piątek, 19 września 2014

Spojrzenie w Otchłań #1: Chrzest Krwi


Prawdopodobnie jest to pierwsza część cyklu, który jest pewnym przełożeniem naszej kampanii na miniopowiadanie. Nie będzie wiernie. Nie będzie wszystkich wydarzeń. Będzie podkolorowane i uwypuklone momenty, które mi pasują, lub najbardziej wryły się w pamięć. Smacznego!


Oto przed wami próba, prawdziwy Chrzest Krwi! - legendarny żerca, "Żniwiarz" Kain z klanu Egzolitów, przechadzał się wzdłuż szeregu młodych wojowników z klanów Wyrma i Egzolitów - Dziś wkroczycie na ścieżkę Krwawych Łowów. Nabędziecie umiejętności, które pozwolą wam ocalić życie i obronić swój Klan. Wojownikami stajecie się po to by wychwalać chwałę przodków, którzy tak jak wy stawali oko w oko z niebezpieczeństwem. - jego oczy groźnie omiatały klanową młodzież, a zabarwione fioletowo czoło dodawało powagi - Będzie to Wasz sprawdzian przed walką z Ebionitami i splugawionymi, którzy rozprzestrzeniają się po Rubieży niczym choroba. Mam nadzieję, że się na Was nie zawiodę.

Ochronne szarfy zaszeleściły, gdy gwałtownie zatrzymał się przy stojącym przed nimi soldatem, którego swobodna postawa wyraźnie kontrastowała z jego powściągliwością. Soldat nie krył rozbawienia, które wywołała u niego przemowa. Niedbale trzymał dłoń na głowicy miecza.

- Towarzyszyć nam będzie mój przyjaciel, Krasus z klanu Poskramiaczy. Większość z was powinna go pamiętać, gdyż brał udział w ostatecznym zniszczeniu Katedry Szkarłatnych Witraży.

- No, dzieciaki, mam nadzieję, że nie zginie was zbyt wielu...

~~*~~

Zaniepokojony Kain zszedł ze ścieżki, na którą zaprowadziły go ledwie słyszalne dźwięki. Niedaleko obozowała klanowa młodzież czekając na swój Chrzest Krwi. Miękka trawa prawie bezszelestnie uginała się pod butami żercy. Słońce zaszło już, lecz wieczorna poświata pozwalała jeszcze całkiem nieźle widzieć.

Wśród sterty głazów coś się poruszyło. Przygarbiona postać spojrzała z głębi głęboko naciągniętego kaptura na zbliżającego się wojownika. 

- Przygotujcie się - odezwał się znajomy głos - Nadchodzi czas.

- Kain? - Krasus jak zwykle bezszelestnie stanął obok rytualisty - Co jest?

- Nic - żerca jeszcze raz spojrzał w miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze stała zgarbiona postać o znajomym głosie pijaczyny, który zginął pięć lat temu - Wracajmy do obozu.

W pobliżu rozległo się przeciągłe wycie. Przypominało wilcze, lecz było o wiele mocniejsze, potężniejsze, groźniejsze...

- Lepiej się pośpieszmy.

~~*~~


Klanowa młodzież zbiła się w zwartą grupę, skutecznie stawiając opór wilkołaczym szponom i kłom. Jednak Kain i Krasus zostali odcięci od swoich podopiecznych. Pilnując nawzajem swoich pleców rozdawali razy na prawo i lewo. Egzolicka kosa zbierała równie duże żniwo, co soldacki miecz tnący bez litości zwały mięśni pokrytych szarym futrem. Maska rytualisty na równi zbryzgana była krwią przeciwników, co kościany pancerz przepatrywacza. Dwie żywe legendy, bohaterowie ofensywy przeciw Katedrze Szkarłatnych Witraży, z łatwością teraz wycinały sobie drogę w murze splugawionych.

- Wojownicy rytualistów, pokażcie na co was stać! – potężnym głosem zawołał Żniwiarz.

Młodzi rytualiści mocniej naparli na przeciwników - formacja rozsypała się na mniejsze grupki, gdzie na jednego splugawionego przypadało kilkoro młodych wojowników. Kraksus wyszarpnął miecz z karku powalonej bestii i ruszył do ataku. Jego towarzyszka, czarna pantera, błyskawicznie atakowała i unikała nadlatujących szponów. Twarde, rogowe łuski ciągnące się od nosa po ogon migały niby błyskawice. 

Żerca stanął przed najpotężniejszym ze splugawionych. Z wilczego pyska cuchnęło straszliwie, potężne cielsko przewyższało dobrze zbudowanego rytualistę. Kosa poszła w ruch, szarfy pokryte mistycznymi znakami tańczyły w powietrzu. Owłosiona łapa trafiła powietrze gdzie jeszcze przed chwilą stał egzolita, lecz stalowe ostrze pokryte srebrną pastą również chybiło celu. Śmiertelny taniec trwał. Szata rytualista ozdobiona został kolejnymi rozdarciami, lecz i szare futro pokryło kilka czerwonych ścieżek. Kain błyskawicznie zablokował cios, który rozdarłby mu gardło. Chwilę potem długie szpony rozorały mu ramię. Wilkołak odskoczył na skałę, łukiem okrążył żercę i skoczył. Rytualista skoczył mu naprzeciw, prześlizgując się pod brzuchem splugawionego i rozpruwając  mu wnętrzności.

Walka się skończyła. Resztki watahy uciekły. Żerca pochylił się nad swoim uczniem, którego duch powędrował ku Wrotom Wymarłych Światów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz