poniedziałek, 21 grudnia 2015

Przebudzenie Szmocy...

Zaznaczyć od razu trzeba, że nigdy fanką Gwiezdnych Wojen nie byłam. Do kina trafiłam, gdyż Faceto oznajmił, że idziemy. No to jak idziemy, to idziemy.

Cóż, oczekiwań specjalnie nie miałam. Ale jakaś fabuła by się przydała. I dalej nie wiem, gdzie ta Moc niby się przebudziła. Ok, jeśli nie chcecie sobie filmu psuć, nie czytajcie dalej.

Mam kilka problemów z najnowszą częścią. Po pierwsze film mnie w ogóle nie wciągnął. Komentarze na usta mi się cisnęły przez większość czasu, a głupota niektórych scen i ich przeciąganie dobiły kilkukrotnie.

Młoda Rey, która siedzi na swojej planecie i czeka na rodziców - ok, jest honorowa, potrafi walczyć i hiperentuzjastyczna jeśli chodzi o Jedi. "Łał, to oni naprawdę istnieją?", "A ty jesteś ten słynny Han Solo?". Rozumiem, że w niej się niby ta moc przebudziła. To czemu nie wykorzystywała jej wcześniej? Bo chyba sama nie zrozumiała nagle, że też może być Jedi i wmawiać wszystkim co chce. No i temperatura otoczenia też dla niej nie ma znaczenia, bo jak się na pustyni całe życie mieszkało, to śnieg ci nie przeszkadza.

Nowy Vader, to taki dzieciak z depresją. Nosi maskę, bo idol nosił maskę. "Jasna Strona mnie przyzywa" - naprawdę? No i ściąga tą maskę na każde zawołanie dobrego bohatera. A jak już raz ściągnął, to po co ma ją zakładać? A najgorsze, że pomiatają nim wojskowi, w duszy mają jego humory i moc.

Finn - ok, czarnoskóry musiał się pojawić. Takie czasy i takie tam. Ale mogli wybrać kogoś o większej mimice twarzy, bo tutaj widać tylko, że się poci i ciężko oddycha. No i jak w końcu wyjawia Rey, że nie jest rebeliantem, to jakoś tak zero reakcji jest. No proszę Was? Chyba powinni jakoś zareagować, a nie "ok, chłopaku, to już jesteś po dobrej stronie"?

Postacie generowane komputerowo słabe są. Tak na poziomie odświeżonych starych części. Widać z daleka, że to prawdziwe nie jest.

Nowa gwiazda śmierci wygląda jak spory Pokeball. Wszyscy wywijają mieczami, jakby mieli długie treningi za sobą.

Tak w ogóle uważam, że Mocy w starym wydaniu tu praktycznie nie ma. Ani duchów starych mistrzów, ani głosów kierujących w odpowiednią stronę. Tak biednie bardzo.

A notkę skończę sceną końcową:

Ona patrzy na niego. On patrzy na nią. Ona patrzy na niego (łezka w oku). On patrzy na nią. Ona patrzy na niego (ach te wilgotne oczy). On patrzy na nią (czy jemu te oczka też wilgotnieją?).

Kurtyna w dół.

5 komentarzy:

  1. Z ciekawości - lubisz Star Treka albo Bonda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała trójca - Star Wars, Star Trek i Bond - nie jestem fanką. Jak akurat leci albo ktoś włączy, obejrzę. No i właściwie to tyle.

      Usuń
    2. Ja nie jestem fanem Bonda i dokładnie tak samo oceniam debilizmy w kolejnych filmach. W SW mi nie przeszkadzają - wręcz przeciwnie, konwencja wymaga by masa nieprawdopodobnych wydarzeń miała po sobie miejsce.

      Odnośnie Rey, mam wrażenie, że złapała, iż sama jest "force sensitive" w momencie przesłuchania przez Kylo. Co i tak robi z niej turbojedi, bo mind trick zrobiony Craigowi to nie byle co (chyba, że to Luke nią kierował ).

      Kylo Ren za to faktycznie słaby, taki emoVader.

      Usuń
  2. Ja się w sumie podpisuję strasznie kiepskie fabularnie. Zrzynka starych motywów, nic o tym co się zdarzyło przez 30 lat, czyściciel kibli wywija lightsaberem jakby skończył szkołę Jedi.. Ray = Luke, Ben = Vader, FO = Imperium, Rebelia znowu Rebelia, Gwiazda Śmierci 3... za dużo tych podobieństw. Czuje się remake starej trylogii dla gimbów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie marudź KFC, bo same Gwiezdne Wojny to zrzynka z Bucka Rodgersa i Flasha Gordona ;)

      Nawet te latające napisy i epizody na początku filmu to kropka w kropkę to samo co w serialu Flash Gordon :)

      Dobry miks nie jest zły.

      Usuń