wtorek, 12 grudnia 2017

Cyberpunkowe kino

W tym roku w kinie pojawiły się aż dwa filmy w klimacie cyberpunka. Oba bazują na znanych i kultowych markach. Z tym, że jeden jest pierwszą adaptacją aktorską, a drugi jakby kontynuacją kultowego już filmu. Niby różni je wszystko, a przecież można znaleźć w nich pewne podobieństwa.


O jakich filmach mowa? Chyba każdy już się domyślił, a jeśli nie to już śpieszą z odpowiedzią. Chodzi oczywiście o Ghost in the Shell i Blade Runner 2049. Na Blade Runnera wyciągnął mnie do kina facet, a GITS'a oglądałam już dwa razy (drugi dzięki uprzejmości HBO).

Ghost in the Shell


GITSa większość zna niestety tylko z filmu animowanego z 1995. I w tym chyba jest największa bolączka marki, bo GITS jako marka jest znacznie obszerniejszym tworem i wcale nie w takim ciężkim klimacie jak go Mamoru Oshii odmalował. Owszem, oglądałam ten film kilka razy w ciągu właściwie kilkunastu lat. I wiecie co? Dalej uważam, że jest on dość nudny. Tak czysto i po prostu te półtorej godziny wydaje mi się takim niedokończonym tworem, na siłę mrocznym, przegadanym (och, ta kultowa scena rozmowy Major z Togusą w wozie) i po prostu nudnym.

Natomiast pierwowzór i cała marka jest dla mnie genialna. Manga (komiks) jest świetna - świetnie wyważone poczucie humoru, połączone z akcją, przedstawieniem świata, pokazaniem ważnych pytań, które jednak są dla bohaterów codziennością. Ludzie, cyborgi, roboty, sztuczna inteligencja, na progu do uzyskania własnego ghosta. A wszystko to na tle działań niewielkiej jednostki do zadań specjalnych.

W tej marce znajdziemy również genialne seriale o podtytule "Stand Alone Complex" (kto nie widział, polecam nadrobić). W sumie cztery seriale, 5 filmów animowanych, 3 mangi. Bardzo duża baza pomysłów i historii, z których film fabularny czerpie garściami i w dodatku robi to całkiem sprawnie. Osobiście uważam, że twór aktorski zyskuje wraz z kolejnymi seansami.

Ale wracając do pierwszego zdania odnośnie GITSa - niestety większość aktorski film porównuje do animowanego. I tu tkwi problem. Wydawać by się mogło, że hollywoodzka wersja nic innego nie robi, tylko wyciąga najładniejsze klisze z 1995 roku i wkłada tu aktorów. Ano tak nie jest. Znaczy nawiązania są, ale właściwie na każdej warstwie filmu, nawet tej, którą co poniektórzy uznali za "głupią i naiwną". Wątek Major i Kuze jest łudząco podobny do pewnych motywów z GITS:SAC2. Major jako nowy członek sekcji GITS: Arise. Skanie z budynku w kamuflażu termooptycznym to nie tylko GITS z '95 ale też pierwsze kadry mangi. Walka z czołgiem-pająkiem - manga, GITS '95 ale też GITS:SAC (tyle, ze nie pamiętam czy pierwszy czy drugi sezon). I ma to swoje wytłumaczenie skąd nagle Hanka ma takie czołgi - przecież stoją one przed jej siedzibą (widzimy je chociażby w scenie, gdy Major z Batou idą sprawdzić gejszę).

Mówiąc oględnie - film w wersji amerykańskiej mówi trochę inną historię niż anime z '95. A czerpanie garściami z marki nie wydaje mi się złym pomysłem, a wręcz bardzo dobrym. Bo taki fan jak ja odnajduje tu wciąż kolejne odniesienia, a historia sama w sobie jest zrozumiała nawet dla osoby, która z marką w ogóle nie miała do czynienia (sprawdzone!).

Blade Runner 2049

Tegoroczny Blade Runner jest filmem zdecydowanie dłuższym i bardziej wymagającym od omawianego wyżej. Tutaj marka jest zdecydowanie węższa, bo ogranicza się do powieści i jednego filmu z 1982 roku. Dodatkowo produkcji było łatwiej o tyle, że miała nie opowiadać znanej historii, a pociągnąć ją dalej, poza ramy narzucone przez powieść i pierwszy film. Od początku wiadomo było, że historia będzie nowa. Że będą nawiązania, ale nie będzie to remake.

Z powyższego wynika dla nas, że ewentualny fan kultowego, pierwszego Blade Runnera od razu wiedział, że obraz będzie inny. Co za tym idzie, wszelkie zmiany w przedstawionym świecie łatwiej nam było wybaczyć. Chociaż, mówiąc szczerze, idąc do kina myślałam, że się nieziemsko wynudzę. Bo, znowuż, film z '82 nie jest dla mnie ani kultowym, ani genialnym. Jest znów przegadany, statyczny i oględnie mówiąc nudny (tak, Narmo zdecydowanie woli akcję, akcję i jeszcze raz akcję).

To jeśli jeszcze mnie czytacie i jako tako przeszliście do porządku dziennego z tym, że Narmo filmy kultowe po prostu nie podchodzą, to jest mi miło i jedźmy dalej, bo już dużo tego nie zostało.

Starego Blade Runnera w sumie niewiele pamiętam, jednak o nowym mogę powiedzieć tyle - całkiem mi się podobał. Te dwie i pół godziny minęły i tylko w zastanych kościach czułam, że było to tak długo. I niestety przez tą długość zapewne nieprędko do filmu ponownie usiądę. Bo w tym czasie mogłabym i dwa inne filmy obejrzeć.

BL'49 mi się podobał, ale wiedziałam od razu, że będzie on przegadany. Ale jednak znalazło się tu trochę akcji. Fajne są nawiązania do współczesnych technologii i tego do czego mogą prowadzić w przyszłości. Osadzenie androida w roli głównego bohatera też jest ciekawym zabiegiem i chyba się jeszcze z takim nie spotkałam. Co ciekawe, podczas gdy w GITSie sztuczna inteligencja wciąż nie nadąża za ludzkim umysłem, tu udało się stworzyć AI, która potrafi pojąć abstrakcyjne myślenie, ludzkie wartości, a nawet symulować ludzkie uczucia. No i właśnie - są one zaprogramowane czy prawdziwe?

Szczerze mówiąc największą wadą tego filmu jest dla mnie pojawienie się Ricka Deckarta (Harrisona Forda). Nie pasuje do stylistyki, do tworzonej atmosfery, wyeksponowany za bardzo jak na epizodyczną rolę, którą odgrywa. Czy jest klamrą łączącą tą część z częścią z '82 nie wiem. Musiałabym ponownie obejrzeć oba filmy i to pod rząd. A na to jakoś nie mam ochoty.

Wizualizacja cyberpunka

Blade Runner 2049

To co te filmy łączy to przede wszystkim wizualizacja przyszłości. Wszechobecne hologramy, wszechobecne androidy, które stały się częścią codzienności, futurystyczne pojazdy, czy chociażby takie smaczki jak gablotki z szkieletami dla cyborgów (GITS)/ ciałami kolejnych modeli androidów (Blade Runner 2049).
Ghost in the Shell

Oba te obrazy z jednej strony są od siebie dość daleko, a zarazem dość blisko. Jeden jest bardziej optymistyczny, drugi pesymistyczny w swej wymowie. Androidy i cyborgi, nieludzie w ludzkim ciele i ludzie w nieludzkim ciele. Trudne do zdefiniowania abstrakcyjne wartości. Czy to dalej program czy już dusza? W tych dwóch produkcjach mamy całe bogactwo cyberpunku.

I osobiście bardzo się cieszę, że w tym roku udało się ujrzeć światło dzienne aż dwóm produkcjom spod tego znaku. Bo dla mnie obie są dobre.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz