Był taki czas, kiedy Narmo czytało na wyścigi. Właściwie to z nikim się nie wyścigowało, ale za to miało dużo książek na półce, których recenzje powinny być "na wczoraj". Stan taki trwał rok czy dwa i zawsze niczym katowski topór wisiało nad głową kilka tomów, które trzeba odhaczyć jak najszybciej. Ból recenzenta jest też w tym, że nawet najpodlejszą książkę trzeba przeczytać, nawet najbardziej miałką opisać i ocenić. A wierzcie, nie każda książka jest warta czytania, nawet te 300-400 stronicowe. Tak więc Narmo po różnych przygodach zafundowanych przez życie, odpuściło sobie recenzowanie, jak i czytanie w ogóle.