
Wszystko zaczęło się od tego, że kiedyś, dawno temu, miałam taki ciekawy typ segregatora. Zamiast tego znanego wszystkim zamykanego klipsu (czy jak się to fachowo nazywa) miał od wewnętrznej strony grzbietu zamocowane klika drutów, które można było odgiąć i przeciągając przez środek jakiejś broszury wpiąć ją w "segregator". Joł, wiem, że brzmi skomplikowanie.