Karnawał Blogowy to takie coś co ciężko mi śledzić, a i ciężko zebrać się do dołożenia swojej cegiełki w temacie. Jednak temat aktualny jest o tyle ciekawy, że przyłożę do niego rękę. Zwłaszcza w kontekście "każdy może być MG". Jasne, że każdy może, tylko nie każdy powinien.
Narmo, choć uwielbia erpegi, to ma sporego pecha do ekip, z którymi mogłaby grać. A być może inaczej - jakoś nie może takiej znaleźć (ostatnio jednak zdarzył się cud, ale o tym innym razem). Co z tego wynika? Ano to, że jak była okazja do pogrania w nowej ekipie i szansa na dłuższe granie Narmo z niej korzystała w miarę możliwości. Niestety zwykle wtedy musiała "przybrać szaty MG", co zapewne wychodziło różnie. Jednak skupmy się na tych rzadkich okazjach, gdzie to Narmo była graczem.
Narmo graczem jest średnim. Nie wymyśla zajebistej historii postaci, jej postacie raczej są robione na jedno kopyto, a własnych wątków też wprowadza mało. Jestem biernym graczem. Przyjmuję co daje MG i idę tą drogą lub nie. Takie to wybory zwykle Narmo prowadzi na sesji, czasem tylko wykazując się inicjatywą własną. Czy jestem przez to wymagającym graczem? Nie wydaje mi się. A jednak były takie sesje, które w żaden sposób dobrymi nie były.
Zła sesja - D&D
Oto sesja, którą prowadził MG, starając się za wszelką cenę być "oryginalnym". Moja pierwsza sesja w D&D (3E) z podręcznikami po angielsku (jakkolwiek to dziwne, od zawsze z angielskim jestem na bakier). Nie dość, że kompletnie nie wiedziałam jak zrobić postać ("poczytaj co możesz sobie wybrać za cechy", ?!?, "przetłumacz mi"), to i nic o świecie nie wiedziałam. Na domiar złego już nie pamiętam w jaki sposób MG dowiedział się o moim "stażu w rpg", lecz na tyle go to zszokowało, że podczas przygody co chwilę zerkał na mnie i sprawdzał, czy dany element jest "oryginalny". Co z tego wyszło? Jedyne co mi utkwiło w pamięci to Święta Wieżba i mieszkająca w niej Wielka Gadająca Królowa Pszczół.
Ja się domyślam, że też mogłoby mnie sparaliżować, gdybym tak miała prowadzić Luckowi albo Moraczowi, którzy są dla mnie pewnymi "dinozaurami" i "legendami" erpegowymi. Jednak Narmo? Narmo to małe coś, co niektórzy szanują, inni się śmieją. Takie samo jak każde inne erpegowe zło.
Zła sesja - "Śródziemie"
Kilka lat później. Inny MG, inna ekipa. Świat ponoć Śródziemie, lecz nie to wydane x lat temu (w które grałam i mam miłe wspomnienia), lecz autorskie. Powiedzmy sobie - niewiele to z Śródziemiem miało wspólnego w moim odczuciu. A dlaczego ta sesja była zła? Może dlatego, ze przygoda była liniowa? Hm, jednak nawet liniowe przygody potrafią być ciekawe. A może po prostu brak umiejętności improwizacji u prowadzącego? Ha, wyobraźcie sobie, że MG nie potrafi improwizować, a w dodatku prowadzi scenariusz liniowy. Co z tego wychodzi? Że co prawda przeprowadzamy testy, jednak nie mają one wpływu na wynik starcia. Że drużynę atakują krzaki, które zjadają żywcem. Że człowiek zaczyna się zastanawiać, kiedy się to skończy. A bardziej nerwowych graczy doprowadza do wkurzenia i zniechęcenia.
Podsumowanie
Czym w takim razie są złe sesje? Są to po prostu nieumiejętnie poprowadzone scenariusze przez MG. Nawet z kiepskiego scenariusza można coś wyciągnąć i sprawić, że gracze będą spotkanie miło wspominać, choćby przez najbliższy dzień. Dlatego twierdzę, że bycie MG to nie taka prosta sprawa jak się niektórym wydaje.
"Czym w takim razie są złe sesje? Są to po prostu nieumiejętnie poprowadzone scenariusze przez MG."
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie nie zgodzić się z tą tezą. Gracze potrafią równie skuteczne spartolic sesję co MG.
Pozdrawiam
Rag