środa, 31 lipca 2024

Glina - recenzja

Czy granie policjantem może być fajne? Chyba może, skoro gram już drugi sezon kampanii w Glinę Marcina Sindery. Moje losy z tą grą są dość wyboiste przez osobę autora i jego wypowiedzi, a przez to również sporą dozę sceptycyzmu, której nabrałam do jego tworu.

Wspieram.to

W 2022 ruszyła zbiórka na wspieram.to na wydanie gry Glina przez nowe wydawnictwo Rogue. Zawsze z ciekawością śledzę kolejne projekty erpegowe. I rzadko kupuję/wspieram gry, których nie jestem pewna. Jestem ciężkim i wybrednym konsumentem.

Podczas kampanii pojawiło się całkiem sporo materiałów. Z jednej strony podobała mi się okładka. Z drugiej - nie kupuje się gry tylko dlatego, że okładka mi się podoba (a może to tylko wymówka by powstrzymać swoje zapędy kolekcjonerskie?). A że miałam wtedy więcej czasu niż obecnie to szukałam trochę informacji i trafiłam na kilka filmików z Sinderą. I co Wam będę owijać w bawełnę - wypowiedzi autora gry sprawiły, że w stosunku do gry miałam takie sobie odczucia. Bo skoro sam autor mówi, że gra w rpg, ale nie przynosi mu to satysfakcji (jest taki materiał na Dobrych Rzutach - kto jest zdesperowany, to znajdzie), to jaką mogę mieć pewność, że wypuszczona przez niego gra nie będzie tylko zlepkiem i okrawem, który również dla mnie będzie mało satysfakcjonujący?

Takich materiałów studzących mój entuzjazm było więcej, a Marcin powinien chyba trochę bardziej poduczyć się marketingu, by nie zniechęcać potencjalnego klienta. Efekt był taki, że zbiórkę odpuściłam. I prawie zapomniałam o Glinie. Aż do czasu...

Nieoczekiwany zwrot akcji

Glina nęcił i wiercił. Choć akurat nie mnie. A wszystko przy okazji Case Files, nad którymi zastanawiałam się, na jakim silniku poprowadzić. Z racji, że w mojej grupie mamy praktycznie samych mistrzów gry i każdy prowadzi coś innego, to z moich entuzjastycznych wypowiedzi o Case Files powstał pewien hype. A że czytam długo, to jeden z MG zainwestował zarówno w CF i Glinę. Chęć rozegrania fajnych, detektywistycznych scenariuszy przezwyciężyła, to stworzyliśmy postacie i ruszyliśmy w Szybin rozwiązywać zagadki.

O systemie

Z Gliną mam ten problem, że aktualnie nie do końca gramy wg zasad. Wynika to po części z naszych charakterów jako grupy i sposobu grania, jak również przykrych doświadczeń z mechaniką. Może się to wydawać dziwne, ale rozwiązujemy sprawy jakby przy okazji, grę traktując jak okazję do poodgrywania postaci i relacji między nimi. A to sprawia, że rozwiązujemy sprawę aż nie zdobędziemy wszystkich tropów, przez co rzut na zamknięcie sprawy wydaje się bezcelowy. Zwłaszcza jak MG działa na scenariuszu.


System jest też zbudowany na zasadzie spirali ciągnącej w dół. Jak zaczyna ci nie iść w rzutach, to lawinowo wzrasta stopień trudności. Dużo daje szczęście psa, jednak tak na prawdę jest ono jednorazowe. Gdy przekroczysz godziny pracy, rośnie stres. Gdy rośnie stres spada szczęście psa. Gdy spada szczęście psa, nie masz możliwości uratować się przed kiepskim rzutem. A kiepskie rzuty generują stres itd. Jest to równia pochyła, która, jak sam autor wspomina, została zaimplementowana by oddać rzeczywistość pracy policjanta. Nie jestem fanem symulacjonizmu prawdziwego świata w rpg, stąd ten mechanizm mnie irytuje. Tym bardziej, że nawet ruchy mające zmniejszyć wartości stresu i przemęczenia mogą narobić sporego kuku postaci.

Same ruchy są ok. Każdy archetyp ma swoje atuty. Chociaż powiem szczerze, że karty postaci czy playbooki lekko mnie irytują w użytkowaniu. Niby wszystko fajnie, ale jakby się pozbyć rzeczy, które ważne są tylko podczas tworzenia postaci, to można by wszystko zmieścić na jednej stronie. Ile w tym PBTA to mi ciężko powiedzieć. Dla mnie, starego dinozaura (choć bywają i starsze), jest to mechanika jak mechanika. Do używania. Choć mam wrażenie, że części ruchów w ogóle nie wykorzystujemy. Zapewne przez styl grania.

To, co mi osobiście średnio leży w Glinie to równia pochyła i gnojenie postaci. Cała reszta jest ok, choć nie wiem ile w tym zasługi samego systemu a ile mistrza gry. W końcu dobry MG potrafi fajnie poprowadzić nawet zepsutą grę. A mój Komendant Gry jest naprawdę dobry.

Podsumowanie

Czy mi się podoba ten system? W sumie napisałam to już w samym wstępie. Na pewno system nie przeszkadza nam bardzo w naszym stylu gry i mimo mechanicznych mankamentów jest dość prosty. Z drugiej strony trzeba mieć sporo dystansu do siebie i wydarzeń w grze, bo mechanika może łatwo uśmiercić naszą postać. Stąd może się pojawić syndrom grania asekuracyjnego. 

Póki co dobrze się bawię odgrywając Verę, która pracuje najczęściej zakopana w papierach, zarywając kolejne nocki przekopując się przez archiwa. Obserwacje Carlosa, który dzielnie walczy z zabójczymi schodami, są mega inspirujące. Jak również nierówne batalie naszego szefa wydziału z kolejnymi komendantami, którzy niczym chorągiewki zmieniają się za każdą zmianą władzy. Nie mówiąc o naszej wprowadzającej wszędzie chaos Tarsylii, której dobre kontakty z światem przestępczym są przynajmniej niepokojące.

Wstawka fabularna

Vera przetarła oczy, zamknęła teczkę i spojrzała na grzyba na ścianie. Próby jego pozbycia się w kiepsko wentylowanej klitce wydziału zabójstw spełzały na niczym. Podobnie jak próby przejęcia pokoju przez sprzątaczki.
- Willer dzwonił, że jest nowa ofiara. - stwierdziła lekko schrypniętym głosem.
Rozdrażniona spojrzała na zadowolonego z siebie Carlosa, który jak zwykle unikał papierkowej roboty. Ten sprężyście podniósł się z fotela łapiąc za ich płaszcze.
- Jedziemy? Po drodze kupię Ci kawę, bo chyba znowu zarwałaś noc. Byłaś w ogóle w domu?
- Nie byłam. Ktoś musiał przejrzeć archiwum...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz