Berserk wielkim dziełem jest. I w warstwie fabularnej i wizualnej. Kentarou Miura niewiele więcej narysował ponad Berserka, ale i to nie dziwne, skoro większość rysuje sam, nie wspomagając się asystentami, a wiadomo przecież jak szczegółowe są kadry. Wydawnictwo Hanami próbowało kiedyś rynek wydając Króla Wilków i Japan, z marnym skutkiem. A jak próba wyjdzie JPF?
Gigantomachia to historia zamknięta w jednym tomie, choć zapewne mogłaby ciągnąć się przez kilkanaście. I wydaje się, że właśnie pierwotny zamysł autora był rozbity przynajmniej na kilka tomów. Dostajemy fragment historii, która jest jakby wyrwana z całości. Zaczyna się jak Berserk, w środku akcji, lecz kończy rozdziałem epizodycznym - przerywnikiem między kolejnymi scenami akcji. Stąd wrażenie niedosytu.
Czy w takim razie Gigantomachia ma szansę stać się kultowym dziełem? Raczej nie. Świat jest zbyt słabo zakreślony, w dodatku wyraźnie różny od tego co znamy. Postacie, podobnie jak Guts i Puk, tworzą komediową parę, choć tą poważną jest postać asystująca, a wesołkiem siłacz. Nie mamy czasu się z nimi zaprzyjaźnić, czy lepiej poznać.
W trybie jednotomowym jednak lepiej jest standardowo prowadzić fabułę - wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Tym razem jednak ten układ jest zaburzony. Ma się wrażenie, że zaczynamy od rozwinięcia, a ponieważ informacji mamy mało, nie wiadomo czego oczekiwać, więc i ciężko nas zaskoczyć. Potem finał z przytupem, a jednocześnie mrugnięcie do nas, że to nie ostatnia walka. I w końcu epizod nie wnoszący nic istotnego do historii.
Jednocześnie manga od strony wizualnej prezentuje się świetnie. Miura umie już rysować postacie, tak by nie wyglądały kanciaście. W dodatku pokazany nam wycinek historii oscyluje wokół ludzi- chrząszczy, co już samo w sobie jest wizją dość niespotykaną. Całkiem miło eksploruje się ten świat, choć szkoda, że nie będzie nam dane poznać innych, o których napominają bohaterowie.
Rozpisałam się strasznie. Czy warto więc zapoznać się z Gigantomachią? Cóż, ja nie żałuję, choć nie jest to historia, do której będę często wracać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz