poniedziałek, 16 czerwca 2014

Cyberpunkowe animce

Narmo ogląda stare filmy, stare animce i w ogóle ma skrzywienie w tym względzie. Większość tego co oglądam, nie znają nawet anime-wyjadacze (a może po prostu nie znam takich masterów). Poniżej chciałam się z Wami podzielić uwagami na temat kilku filmów animowanych japońskich twórców.


Black Magic M-66

Komiksowy pierwowzór tego krótkiego filmu (45 minut), jest nie kto inny ale twórca GITSa. Świat przedstawiony to klasyczna wizja przyszłości lat '80. Skomplikowana technologia jest tutaj skontrastowana z wielkimi kamerami, wielkimi komputerami pozbawionymi graficznego systemu operacyjnego. Brak tu GPSów, komórek, za to zamiast samochodów często mamy futurystycznie wyglądające samoloty pionowego startu o napędzie odrzutowym.

Główna oś fabuły koncentruje się wokół reporterki Sybel, która dowiaduje się o rozbiciu pewnego śmigłowca. A od tego do wartkiej akcji już niedaleko, tym bardziej, że śmigłowiec był oczywiście wojskowy, a ładunek przez niego przewożony - niebezpieczny. Nie muszę przecież mówić, że ładunku na miejscu wypadku nie znaleziono?

W filmie tym jest sporo momentów, które swoją lekką formą mogłyby wprawić w zakłopotanie widzów przyzwyczajonych tylko do aktualnego kina. Jak np. jedna z pierwszych scen, gdy główna bohaterka biegnąc za sensacją, wychodzi z mieszkania zapominając się ubrać. Jasne, że wraca po ubranie, ale go nie zakłada od razu (w domyśle ubiera się w drodze do samochodu). Scena bardzo prosta, lecz jednocześnie zrealizowana bez żenady, "szczucia cycem" jak również bez przemienienia jej w jeden wielki "gag". Tu po prostu nagość jest oderwana od seksualności i tego w aktualnych filmach mi brakuje.

Kolejną świetną sprawą jest pokazanie jak mogą walczyć roboty. Drodzy Mistrzowie Gry - obejrzyjcie fragmenty walk szczególnie uważnie, bo świetnie pokazana jest inność ruchów człowieka a robota. Naprawdę człowiekowi zwój w mózgu próbuje się przekręcić, by nadążyć za pokrętnymi ruchami humanoidalnego robota.


Cybernetics Guardian

Kolejny króciutki film (45 minut). Tym razem fabuła zaczyna się gdy główny bohater testuje pancerz wspomagany dla koncerny militarnego. Dość powiedzieć, że mają miejsce pewne metafizyczne zdarzenia, które uwalniają w nim potwora. Ślady prowadzą do dzielnicy miasta nazywanej Cancer Slums. Jak się okazuje, nasz główny bohater, John Stalker, właśnie tam się wychował.

Na czym ta historia jest oparta? Przede wszystkim na zazdrości - pewna panna kocha głównego bohatera, a jego rywal jest o to zazdrosny i postanawia się go pozbyć. Z tym, że jak zwykle nie jest to łatwe. Tajemnicze bractwo przemienia Johna w bestię, a gdy temu udaje się ją opanować, wysyłają przeciw niemu kolejnego potężnego potwora.

Mnie osobiście oglądało się film bardzo przyjemnie, choć widać pewne braki w fabule. Jednak stylistycznie nie odbiega od znanego kanonu lat '80. Mroczna magia, rozwinięta technologia, siła ducha pozwalająca opanować wewnętrzną bestię, oto czego można się po tym filmie spodziewać.

Na koniec ciekawostka - z tego filmu można się dowiedzieć czemu czasem kobieta woli tachać zakupy sama, a nie prosić faceta o pomoc ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz